Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wstydzi i może tylko służyć do wzbudzenia poczucia osobistej godności i szczęścia. W takich chwilach zdawało mi się, że niechęć moja do Józefa i kuźni zupełnie ginęła i że stanowczo pójdę właściwą drogą, stanę się wspólnikiem Józefa i ożenię się z Biddi... Trwało to do chwili, dopóki wspomnienia o bytności u pani Chewiszem nie ogarniały mnie i podobnie do dziwnego przyrządu, miotającego pociski, nie rozbijały wszystkich mych dobrych postanowień. Rozrzucone w ten sposób myśli i zamiary nie tak łatwo było zebrać znowu i często, zanim się to udało, znowu rozsypywały się na wszystkie strony, gdy w głowie mej błyskała nagle niespodziewana myśl, że pani Chewiszem pokieruje mym losem, skoro tylko skończy się termin mej nauki.
Myślę jednak, że wątpliwości moje nie skończyłyby się i po upływie terminu. Nie było mu jednak sądzonem upłynąć, a losy me rozstrzygnęły się w nieoczekiwany dla mnie sposób, jak o tem zaraz się dowiecie.






Rozdział XVIII.

Było to w czwartym roku mej nauki u Józefa, w sobotę wieczorem. Wokoło kominka „Trzech Wesołych Żeglarzy“ zebrała się gru-