Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nej sali z pobladłem widmem w krześle przy toalecie i czułem, że w tem tajemniczem miejscu czas zatrzymał się tak, jak zatrzymał się zegar; podczas gdy wokół mnie wszystko rośnie i starzeje się, tu nic nie porusza się z miejsca. Dzienne światło nigdy nie wpadało do tego domu, tak w rzeczywistości, jak i w mych myślach i wspomnieniach o nim. To wprowadzało mnie w podziw i pod tym wpływem jeszcze bardziej nienawidziłem swe rzemiosło i dom rodzinny.
Powoli zacząłem dostrzegać w Biddi wielkie zmiany. Nie nosiła już wydeptanych trzewików, włosy były zawsze przyczesane, ręce zawsze wymyte. Nie była piękną — była to prosta dziewczynka i nie mogła równać się z Estellą — ale miała miły wygląd, była zdrowa i miała dobry charakter. Nie przebyła u nas nawet roku, a już spostrzegłem, że ma nadzwyczaj miłe, zamyślone i mądre oczy, bardzo piękne i bardzo poczciwe.
Zauważyłem to w chwili, gdy według zwyczaju podniosłem oczy od swej roboty. Przepisywałem parę wyjątków z książki, wprawiając się tym sposobem odrazu i w czytaniu i w pisaniu. Spostrzegłem nagle, że Biddi patrzy na mnie. Odłożyłem na bok pióro, Biddi jednak nie odłożyła roboty, tylko przestała pracować.
— Biddi — spytałem — dlaczego tak łatwo