Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wstrętny pochlebca Pembelczuk kiwnął znowu i rzekł z łaskawym śmiechem:
— Jeszcze więcej, pani! Dobrze! Mów dalej, Józefie!
— Aby odrazu skończyć — rzekł z uniesieniem Józef, oddając woreczek do rąk siostry. — jest tu dwadzieścia pięć funtów.
— Dwadzieścia pięć! — powtórzył szkaradny oszust Pembelczuk, wstając, by uścisnąć ręce mej siostry — nie więcej nad to, na co zasługujesz i życzę pani, aby te pieniądze wyszły na dobre.
Gdyby się już na tem nicpoń zatrzymał, to i tak byłoby wstrętnem jego powiedzenie, ale zwiększył jeszcze swą winę tem, że postanowił pozbawić mię swobody, przybrawszy minę dobrodzieja, która była dla mnie o wiele wstrętniejsza, niż wszystkie jego dawne przestępstwa.
— Widzicie Józefie i żono, — rzekł Pembelczuk, biorąc mię za rękę powyżej łokcia — należę do tych ludzi, którzy lubią kończyć to, co zaczęli. Trzeba temu chłopcu związać ręce. Takie jest moje przekonanie... związać mu ręce.
— Bogu wiadomo, wuju Pembelczuku — zawołała siostra, spiesznie chwytając woreczek z pieniędzmi — jak jesteśmy panu wdzięczni.