Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zywam ręce jego siostry, pani Hardżeri. I tak nawet powiedziała „pani Hardżeri“. Widocznie nie wiedziała, jak ma powiedzieć — dodał z zamyślonym wyrazem... Józefowej czy Jerzowej Hardżeri.
Siostra spojrzała na Pembelczuka, który siedział, opierając ręce na poręczy drewnianego krzesła i kiwał głową, jakby dając przez to poznać, że wszystko już przedtem przewidział.
— A wielście otrzymali? — spytała i zaśmiała się. Naprawdę zaśmiała się.
— A co powie szanowne towarzystwo o dziesięciu funtach — spytał Józef.
— Powie — odpowiedziała siostra — bardzo dobrze. Nie nadzwyczajnie wiele, ale już dobrze.
— No, ale tu więcej.
Obrzydliwy łgarz Pembelczuk kiwnął porozumiewająco głową i rzekł, pocierając poręcze swego krzesła:
— Z pewnością więcej!
— Nie myśli pan, że... — zaczęła siostra.
— Tak, myślę pani! Ale niech pani chwilkę poczeka. Mów dalej Józefie! No dobrze... Dalej!
— Co powie kompania o dwudziestu funtach?
— Powie, że doskonale.
— Tak! a więc jest tu więcej, niż dwadzieścia funtów.