Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O, byłam pewna! Co to jeszcze dalej będzie?
Kamilla zaś z niezadowoleniem dodała:
— Widzieliście takie fantazye? To myśl!
Kiedyśmy szli ze świecą ciemnym korytarzem, Estella nagle zatrzymała się, a oglądnąwszy się dookoła z zaczepną miną pochyliła swą twarz ku mojej.
— No?
— Co, panienko? — spytałem, potknąwszy się i o mało nie wpadłszy na nią.
Stała i patrzyła na mnie a ja na nią.
— Jestem piękna?
— Tak! Zdaje mi się, że bardzo piękna!
— Jestem zuchwała?
— Dziś nie tak, jak przeszłego razu — odpowiedziałem.
— Nie tak?
— Nie.
Zadając ostatnie pytanie, silnie zarumieniła się i nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy nagle z rozmachem uderzyła mię w twarz.
— No? — rzekła. — Cóż teraz myślisz o mnie, ty małe i ordynarne straszydło?
— Nie powiem.
— Dlatego, że chcesz powiedzieć tam na górze? Czy nie?
— Nie — odrzekłem — nie dlatego.
— Dlaczego nie płaczesz, głupcze?