Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwyczaj przykry dla oczy mych proceder. Nie mogę sobie przypomnieć, aby we wczesnem dziedziństwie mojem ktokolwiek z naszego rodzinnego kółka zważał na mnie, natomiast każdy z jego członków musiał mi okazywać wyżej wspomniany znak swej protekcyi.
Nieznajomy w tej chwili patrzył tylko na mnie i to w taki sposób, jakby chciał koniecznie mię zastrzelić. Po tych pytaniach nie mówił nic dopóki nie przyniesiono szklaneczek z rumem i gorącą wodą; wtedy jakby znów chciał do mnie strzelać i to w sposób niezwykły.
Nie zrobił żadnej uwagi głośno, wykonał tylko niemą pantominę widocznie skierowaną pod moim adresem. Patrzył na swój poncz i próbował go, równocześnie z ukosa spoglądając na mnie. Patrzył nań i spróbował go, ale nie łyżeczką lecz pilnikiem.
Zrobił to tak, że nikt tego nie zauważył, następnie wytarł pilnik i schował go do wewnętrznej kieszeni swego surduta. Odrazu poznałem, że to pilnik Józefa i wywnioskowałem stąd, że nieznajomy znał mego więźnia... Spojrzałem nań, otworzywszy usta ze zdziwienia, a on tymczasem znowu rozłożył się na ławce, zrobił minę, że na mnie nie zwraca uwagi i zaczął rozmowę o uprawie brukwi.
Według dawno już utartego w naszej wsi zwyczaju, każdej soboty wieczorem odbywało