Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie uczył mię nazywania waletów chłopcami. Chciałbym, aby buty moje nie były tak ordynarne a ręce tak grube.
Opowiedziałem Józefowi, że czuję się bardzo nieszczęśliwymi, że nie mogłem opowiedzieć wszystkiego pani Józefowej i panu Pembelczukowi dlatego, bo oni zawsze szorstko się ze mną obchodzą; że u pani Chewiszem, żyje piękna panienka, strasznie harda, która mówiła mi, żem prosty chłopiec. Ja sam to wiem a nie chciałbym być prostym chłopcem i dlatego prawdopodobnie kłamałem, choć nie wiem, po co kłamałem.
Była to prawdziwa metafizyka, w której Józefowi równie trudno było się rozeznać, jak i mnie. Nie mniej jednak Józef wygrzebał się z otchłani metafizyki i uporał się z jej trudnościami.
— Z tego wszystkiego, Pip, jedno tylko pewne — rzekł po krótkiem rozmyślaniu — a mianowicie to, że kłamstwo jest kłamstwem! Dla jakichkolwiekby względów człowiek kłamał, nie powinien kłamać; wszystko to pochodzi od ojca fałszu i do niego wraca. Nigdy nie kłam więcej, Pip! Tą drogą nie wydobędziesz się z prostego stanu, mój przyjacielu! Co się tyczy tego, że jesteś prostym chłopcem, tego dokładnie nie rozumiem. Nie jesteś tak zupełnie prostymi w wielu rzeczach. Prawda, żeś bardzo mały, ale za to niezwykle uczony.