Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wielką belkę w ciemnym kącie browaru na prawo ode mnie i ujrzałem jakąś postać powieszoną za szyję.
Postać ta była w zżółkłej od starości niegdyś białej sukni z pantofelkiem na jednej tylko nodze; wisiała tak, że mogłem dokładnie rozróżnić spłowiała koronki jej sukni, przysypane ziemistym prochem i twarz pani Chewiszem, drgającą tak, jakby chciała nią przyzwać. Ze strachem patrzyłem na tę postać, bo byłem; przekonany, że chwilę przedtem jej tu nie było; zrazu odskoczyłem od niej, potem zacząłem się zbliżać, a strach mój jeszcze się zwiększył, gdy spostrzegłem, że postać znikła bez śladu.
Gdy znowu ujrzałem wyiskrzone, mroźne niebo, ludzi przechodzących obok sztachet, oddzielających podwórze od ulicy i gdy zjadłem resztę chleba i mięsa i dopiłem piwa, przyszedłem cokolwiek do siebie. Uspokoiłem się ostatecznie, gdym zobaczył Estellę, zbliżającą się z kluczami, aby mnie wypuścić. Wyobraziłem sobie bowiem, z jakąby wzgardą mię traktowała, gdyby spostrzegła mój przestrach, postarałem się więc nie dostarczać jej tej przyjemności.
Przechodząc z tryumfem popatrzyła na mnie, jakby się cieszyła, że mam grube ręce i ordynarne buty; otworzyła furtkę i zatrzymała się przy niej. Wyszedłem, nie spojrzaw-