Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szy na nią, ale ona uderzyła mię po plecach i spytała:
— Czemu nie płaczesz?
— Bo nie chcę.
— Choć nie chcesz, płaczesz — odpowiedziała. — I płakałeś tak, żeś ledwo nie oślepł a i teraz o mało nie płaczesz.
Pogardliwie zaśmiała się i wypchnęła mię za drzwiczki. Poszedłem wprost do pana Pembelczuka i bardzom się ucieszył, że nie było go w domu. Poprosiłem pomocnika, by mu oznajmił, kiedy pani Chewiszem kazała mi przyjść znowu, poczem udałem się pieszo do domu, który leżał o cztery mile od miasta. Przez cały czas, rozmyślałem o tem, com widział i głęboko martwiłem się, że jestem prostym rzemieślniczym chłopcem, że mam grube ręce i ordynarne buty, że miałem brzydkie przyzwyczajenie nazywania waletów chłopcami, że jestem większy nieuk, niż sądziłem dotychczas i że stanowisko moje wogóle najniższe i najgorsze.






Rozdział IX.

Gdym wrócił do domu, siostra, chciwa poznania wszystkiego, co się tyczyło pani Chewiszem, zarzuciła mnie mnóstwem pytań.