Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wienia swych uczuć... Bogu tylko wiadomo... Łzy pokazały się w mych oczach. I w tej chwili dziewczynka z nieukrywanym tryumfem popatrzyła na mnie, czując, że stała się głównym powodem mego rozgoryczenia. To dodało mi siły do stłumienia ich i spojrzenia na nic; popatrzyła na mnie pogardliwie, jakby chciała wyrazić, że wie dobrze, iż mię upokorzyła i odeszła.
Jak tylko znikła, oglądnąłem się dookoła, szukając miejsca, gdzie mógłbym się ukryć; schowałem się za drzwi browaru; oparłszy rękę o ścianę, położyłem na niej głowę i zapłakałem. Płakałem, równocześnie uderzając nogą o ścianę i rwąc sobie włosy. Uczucia moje były tak gorzkie i obraza tak silna! Sposób wychowania siostry uczynił mię wrażliwym. W tym maleńkim światku, w którym dzieci się obracają, przy jakiemkolwiek wychowaniu, niczego tak nie odczuwają, niczego tak bardzo nie biorą do serca, jak niesprawiedliwości. Nie chodzi o to, jak wielką będzie niesprawiedliwość, wyrządzona dziecku; dziecko małe i świat otaczający je mały i nic w tem dziwnego, że jego niewielki koń na biegunach wydaje mu się tak wielkim, jak grubokościsty koń irlandzki. Co do mnie, będąc od najwcześniejszej młodości pastwą ciągłej krzywdy, dawno zrozumiałem, że siostra moja, kobieta usposobienia kapryśnego i burzliwego, nie-