Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Postępowałem za świecą w dół tak, jak szedłem za nią do góry. Estella postawiła ją na to samo miejsce, skąd wzięła. Póki nie otworzyła drzwi bocznych, wyobrażałem sobie, że to już noc. Zrazu, gdym wyszedł, oślepiło mię dzienne światło, co było naturalnem następstwem tego, że kilka godzin przebyłem w ciemnej sali, oświeconej woskowemi świecami.
— Chodź tu chłopcze — rzekła Estella, wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
Cieszyłem się, że zostałem sam na podwórzu i zacząłem oglądać swe grube ręce i ordynarne buty. Miałem o nich niezbyt dobre wyobrażenie. Przedtem nigdy nie zasmucały mię, teraz było mi przykro patrzyć na nie, jako na dowód mego nizkiego pochodzenia. Postanowiłem spytać Józefa, dlaczego nauczył mię nazywać obrazki na kartach chłopcami a nie waletami. Pragnąłem, aby Józef był lepiej wychowany, bo wówczas i ja byłbym lepiej wychowany.
Powróciła wkrótce i przyniosła ze sobą chleba, mięsa i niewielki kubek piwa. Postawiła kubek na kamieniu a chleb z mięsem wsunęła mi w ręce, nie patrząc na mnie i z takim wyrazem, jakbym był jej nielubianym psem. Czułem się tak poniżony, przybity, przygnębiony, było mi tak gorzko, że nie wiem doprawdy, jakich słów użyć do jaśniejszego przedsta-