Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ników, składających się z dziewięciu cyfr, które przebierały się każdego wieczora do niepoznania. Wreszcie jednakże zacząłem czytać, pisać i rachować, chociaż czyniłem to, jakby poomacku.
Pewnego pięknego wieczora siedziałem przy kominie ze swą tabliczką i z wielkim trudem bazgrałem do Józefa. Minęło już więcej niż rok od naszej wyprawy na moczary i nastała zima z bardzo silnymi mrozami. Z pomocą abecadła, leżącego u mych nóg, udało mi się wreszcie nabazgrać następujący list:
„muJ kochAny Józiu MaM nadzieję, że Cisie powodzi Dobże Jósz prętko Będę umiał piSać i będę mug ciebie Na uczyć piSać

KoChaiąncy Cie P i P“

Nie miałem wówczas koniecznej potrzeby pisania do Józefa, ponieważ siedział obok mnie i byliśmy sami. Ale chodziło o to, że sam napisałem własnemi rękami i podałem tabliczkę Józefowi, który wziął ją z przejęciem, jakby jaki nadzwyczajny okaz wiedzy.
— No Pip, mój przyjacielu! — zawołał szeroko otwierając swe niebieskie oczy. — Aleś ty uczony! Nieprawdaż?
— Tak, chciałbym być uczonym — odpowiedziałem, spoglądając na tabliczkę z pewnem niedowierzaniem na widok tego, że litery szły stopniowo w górę.