Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siebie po otrzymaniu tęgiego szturchańca, wymierzonego w plecy i po żywym okrzyku mej siostry:
— Ach, cóż to za nicpoń!
Józef opowiadał tymczasem wyznanie więźnia, poczem wszyscy goście, jeden przez drugiego starali się odgadnąć, jakim sposobem mógł dostać się do śpiżarni? Pan Pembelczuk wyraził mniemanie, że najpewniej wdrapał się na dach kuźni, przeszedł na dach domu i spuścił się przez komin do kuchni z pomocą liny, skręconej z prześcieradła, które prawdopodobnie pociął w pasy. Ponieważ zaś pan Pembelczuk był człowiekiem na stanowisku i jeździł swym własnym wózkiem na dwóch kołach, wszyscy odrazu zgodzili się z nim. Jeden tylko pan Uopsel, zły z powodu zmęczenia, krzyknął: „Nie!“ Ale ponieważ nie miał żadnych danych do obalenia zdania pana Pembelczuka, nie miał surduta, i stał tyłem do ognia, skutkiem czego para buchała z jego spodni (co nie mogło wzbudzić do niego zaufania), nikt nie zwrócił uwagi na jego protest.
To wszystko słyszałem do chwili, gdy siostra schwyciła mnie i abym nie zarażał towarzystwa swym sennym wyglądem, zaprowadziła do łóżka, przyczem zdawało mi się, że mam na nogach co najmniej z pięćdziesiąt trzewików a wszystkie trącały o stopnie schodów. Stan duszy mej, o którym mówiłem wyżej, za-