Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Rozdział VI.

Zbieg okoliczności uwolnił mię od winy za spełnioną przeze mnie kradzież; zupełnie jednak nie pobudził mnie do wyznań, choć na dnie tej mojej skrytości leżało przyjemne uczucie.
Co się tyczy pani Józefowej, nie pamiętam, abym się dręczył wyrzutami sumienia, gdy przeminął strach, że odkryje się moja kradzież. Ale lubiłem Józefa, do którego przywiązałem się od najmłodszych lat i dlatego nie mogłem czuć się zupełnie spokojnym. Czasem miałem chęć, (szczególnie wówczas, gdy szukał swego pilnika) odkryć mu całą prawdę. Ale nie czyniłem tego z bojaźni, że gorzej o mnie będzie sądził, niż było w rzeczywistości. Obawa przed utratą jego zaufania i myśl o tem, że siedząc przy ognisku, nie będę mógł spojrzeć prosto w oczy, jak poprzednio, swemu towarzyszowi i przyjacielowi, skuwała mi język. Z bólem w sercu wyobrażałem sobie, że za każdym razem, gdy będzie z zadumą gładził swe piękne bokobrody, będzie mi się zdawało, że w tej chwili może rozmyśla nad mym postępkiem. Że kiedy spojrzy na mięso lub pudding podane, jak dziś, na stół, zada sobie pytanie, czy byłem w śpiżarni, czy nie? A wówczas, kiedy według domowego zwyczaju podadzą piwo, wziąwszy mój kubek zauważy, że ono