Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z pewnością w tak dobrem usposobieniu, gdyby nie pozyskali niespodzianie tej wesołej wiadomości. Wszyscy już z nadzwyczajnem pragnieniem oczekiwali ujęcia „dwóch nicponiów“, dla których sapały miechy gorzał żywym płomieniem ogień, z komina buchał dym, stękał i hukał Józef, groźnie przy każdem podnieceniu ognia migały na ścianach cienie, trzaskały i rozsypywały się iskry, a mnie zdawało się, że nawet zmierzch, mając na względzie biednych zbiegów, opuszczał się na ziemię wcześniej niż zwykle.
Józef kończył pracę, równocześnie uspakajało się wycie ognia i szum miechów. Włożywszy surdut Józef nie wiadomo skąd nabrał odwagi i zaproponował, aby który z nas poszedł ze żołnierzami, by się przekonać, jak się udała obława. Pan Pembelczuk i pan Hebl oświadczyli, że przenoszą fajkę i towarzystwo dam, natomiast pan Uopsel rzekł, że poszedłby, gdyby Józef mu towarzyszył. Józef zapewnił, że pójdzie z nim chętnie i weźmie mię ze sobą, o ile żona pozwoli. Sądzę, że za nic nie puściłaby nas, gdyby nie była podniecona jej ciekawość i nie chciała jak najprędzej wiedzieć, czem się to wszystko skończy. Dlatego to powiedziała:
— Tylko, proszę cię, nie myśl, że jeśli przyniesiesz malca z poranioną wystrzałami głową, będę się troszczyła o jego leczenie.