Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlatego, że młodzież już z natury jest bez charakteru.
Wszyscy mruknęli: „słusznie“ i każdy z osobna spojrzał na mnie.
Wpływ i znaczenie Józefa zmniejszyły się jeszcze bardziej w obecności tej kompanii. Ale zawsze tak, czy owak, starał się uspokoić i osłonić mię; jak zwykle podczas obiadu tak i w tym wypadku, wlał mi do talerza prawie pół kwaterki sosu.
W połowie obiadu pan Uopsel przystąpił do surowej krytyki dzisiejszego kazania i znowu wspomniał o tem że gdyby kościelna karyera była dla wszystkich otwartą, pokazałby im, jak się powinno mówić kazanie. Otrzymawszy kilka potwierdzających znaków od swych słuchaczów, wyraził zapatrywanie, że na dziś był wybrany zupełnie nieodpowiedni temat do kazania, czego nigdy wybaczyć nie może szczególnie wobec tego, że spotykamy na każdym kroku tyle żywotnych kwestyi.
— Całkiem słusznie! — dodał pan Pembelczuk. — Trafiłeś pan w samo sedno! Tematów wiele dla tych, którzy umieją posypać im soli na ogon. Tego właśnie im potrzeba. Taki człowiek nie potrzebuje szukać tematów do kazań, ma je zawsze w zapasie w swej solniczce. Pan Pembelczuk ciągnął dalej po krótkiej rozwadze. — Popatrzcie na tę szynkę. Czyż