Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wychodziła cię szukać, Pip! Przed chwilą wyszła znowu.
— Tak?
— Tak, Pip — rzekł Józef — a co gorsza wzięła ze sobą „łaskotkę“.
Usłyszawszy niemiłą wiadomość, posunąłem się ku światłu i zacząłem — kręcić jedyny guzik mej kurtki, póki się całkiem nie oderwał. „Łaskotką“ nazywaliśmy trzcinę z cienkim końcem, która zmiękła od częstego stykania się z mojem wierzchniem odzieniem.
— To siadała — mówił Józef — to zrywała się, chwytała za rózgę, rzucała się i miotała. Ot co wyprawiała — mówił, poprawiając pogrzebaczem w kominie. — Tak, Pip, rzucała się i miotała!
— A dawno wyszła, Józiu?
Zawsze zwracałem się do niego, jak do starszego dziecka, albo do równego.
— Tak — odpowiedział, patrząc na zegarek — z pięć minut temu. Pip! Idzie!... Skryj się prędko przyjacielu za drzwi!... Tu, za ręcznik!
Usłuchałem go. Siostra żywo otworzyła drzwi i w tej chwili poczuła za niemi jakąś przeszkodę, odrazu domyśliła się co to i puściła w ruch rózgę. W końcu pchnęła mnie na Józefa — często służyłem jej za przedmiot do rzucania w małżeńskich nieporozumie-