Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Co się tyczy przyszłości, proszę pani“, odparł pan Cruncher, „to mam nadzieję, że tak. Ale co się tyczy użycia obecnie, w danej chwili, mojej cennej głowy, to nie. Czy zechciałaby mi pani wyświadczyć łaskę i być świadkiem dwóch ślubów i obietnic, które uczynię w tej oto krytycznej chwili?“
„Och, na miłość boską“, powiedziała panna Pross, „powiedz pan odrazu, co masz do powiedzenia, skończ z tem prędko, jak przystało na szlachetnego człowieka!“
„Po pierwsze“, powiedział pan Cruncher, który drżał cały i mówił z poważną i szarą twarzą: „jeżeli tamci biedacy wyjdą z tego szczęśliwie — nigdy już, nigdy tego nie zrobię!“
„Jestem przekonana, panie Cruncher, że nigdy pan już tego nie zrobi, chociaż nie wiem o co chodzi, i proszę, nie mów pan dokładnie, o co właściwie chodzi!“
„Nie, proszę pani“, odrzekł pan Cruncher, „tego nie powiem pani. Po drugie: jeżeli ci nieszczęśliwi wyjdą z tego, nigdy już nie będę sprzeciwiał się domowym obrządkom pani Cruncher — nigdy!“
„Nie wchodzę w to, co pan ma na myśli“, powiedziała panna Pross, usiłując obetrzeć oczy i uspokoić się, „ale uważam, że będzie najlepiej, jeżeli nie będzie się pan wtrącał w obrządki domowe pani Cruncher. Och, moje najdroższe biedactwa!“
„Idę tak daleko, proszę pani“, powiedział pan Cruncher z zatrważającą chęcią mówienia ex catedra, „i niech pani zechce powtórzyć moje słowa pani Cruncher — że zmieniam moje opinje dotyczące jej obrządków, i że jedyną moją nadzieją, w którą wierzę całem sercem, jest to, że pani Cruncher wygniata tam ziemię kolanami o tej właśnie godzinie“.
„No, no, no“, zawołała zmieszana panna Pross. „Jestem przekonana, że to teraz czyni, mój drogi! I mam nadzieję, że nadzieje nie zawiodą jej!“
„Niech Bóg chroni“ powiedział pan Cruncher coraz uroczyściej i poważniej, zdradzając coraz wyraźniejsze zamiłowanie do mówienia i przemawiania, „by to, com kiedykolwiek powiedział lub zrobił zaważyło na moich życzeniach, jakie teraz żywię! Niech Bóg ich zachowa, choćbyśmy nawet nie wszyscy prosili go o to wygniatając ziemię kolanami (co uważam nawet za niezbyt stosowne) Niech Bóg ich zachowa! Niech Bóg ich za — chowa!“ oto zakończenie, jakie po długich ale bezowocnych próbach znalezienia czegoś lepszego przyszło na myśl panu Cruncherowi.
A madame Defarge szła ulicami Paryża i była coraz bliżej, coraz bliżej...