Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do okrutnych warg. „To nie uchodzi dobremu obywatelowi To rzecz godna ubolewania!“
„Słuchaj“, powiedziała madame, „mnie tam nie chodzi o tego doktora, może sobie mieć głowę na karku, albo może mu głowa z karku spaść — jest mi to obojętne. Ale ci Evrémondowie muszą być wytraceni, a wdowa i dziecko powinny dzielić los ojca i męża“.
„Jej głowa bardzo się do tego celu nadaje! Piękna głowa!“ zakrakał Jakób Trzeci. „Widywałem już tam złote włosy i błękitne oczy — wyglądały prześlicznie, kiedy Samson podnosił je do góry!“ Pomimo ludożerczych instynktów, mówił jak epikurejczyk.
Madame Defarge spuściła oczy i zamyśliła się.
„Dziecko również“, ciągnął Jakób Trzeci, z ekstatyczną zadumą w głosie. „Ma złote włosy i błękitne oczy. A dzieci miewamy niewiele. To piękny widok!“
„Jednem słowem“, powiedziała madame, budząc się z zadumy, „w tej sprawie nie mogę ufać mojemu mężowi. Nietylko czuję od wczoraj, że nie powinnam mu zwierzać się ze szczegółów naszych planów, ale sądzę, że jeżeli odłożymy ich wykonanie, istnieje obawa, iż Defarge uprzedzi rodzinę doktora i uciekną nam“.
„To się nie powinno stać“, zakrakał Jakób Trzeci. „Nikt nie powinien uciec. Tak, jak teraz, nie mamy jeszcze ani połowy tego, co nam potrzeba. Powinniśmy mieć sześć dwudziestek dziennie“.
„Jednem słowem“, ciągnęła madame, „mój mąż nie ma powodów, które każą mi prześladować tę rodzinę aż do ostatecznej zagłady, a ja nie mam powodów okazywać doktorowi jakichkolwiek względów. Muszę więc działać na własną rękę. Chodźcie no, mój mały obywatelu!“
Drwal, który miał ją w wielkiem poszanowaniu, a siebie w poniżeniu, przejęty zresztą śmiertelnym strachem, zbliżył się z ręką przy czerwonej czapie.
„Co się tyczy tych sygnałów, mój mały obywatelu“, powiedziała pani Defarge surowo, „które dawała więźniom: gotów jesteś zaświadczyć to w każdej chwili?“
„Aj, aj, dlaczego nie!“ zawołał drwal. „Codzień, przy każdej pogodzie, od drugiej do czwartej, ciągle sygnalizowała — czasem z małą, a czasem bez małej. Co wiem, to wiem — patrzyłem własnemi oczyma!“
Mówiąc to, wykonywał rozmaite gesty, mające być przygodnem naśladownictwem kilku z licznych sygnałów, których nigdy nie widział.
„Czyste sprzysiężenie!“ powiedział Jakób Trzeci. „Jasne jak słońce!“
„Poczekajcie, niech się namyślę!“ powiedziała madame, zwracając na niego oczy i uśmiechając się ponuro.