gdzie, dopóki wszystko nie ułoży się pomyślnie, lub dopóki nie będę mógł być pomocny. Poszedłem do państwa, bo chciałbym porozmawiać trochę z pani bratem. Wolałbym, żeby pani miała innego brata niż pana Barsad. Wolałbym dla pani dobra, by pan Barsad nie był owczarkiem“.
Owczarkiem nazywano w gwarze owych czasów szpiega wśród dozorców więziennych. Szpieg, bardzo blady, zbladł jeszcze więcej, i zapytał Cartona jak on śmie...
„Zaraz to panu wyjaśnię“, powiedział Sydney. „Przydybałem pana, jakeś wychodził z Conciergerie, podczas gdy ja zagłębiony byłem w kontemplacji ścian — mniej więcej przed godziną. Pan ma twarz, którą się pamięta, a ja mam dobrą pamięć, jeśli chodzi o twarze. Zdziwiony tem, że widzę pana w takiem otoczeniu, i mając powody, nieobce panu, by łączyć nazwisko pańskie z nieszczęściami, jakie spotkały mego przyjaciela, który i teraz jest w trudnem położeniu, szedłem w tym samym kierunku, co i pan. Wszedłem do winiarni zaraz po panu i usiadłem obok pana. Bez trudu domyśliłem się z pańskiej bezceremonialnej rozmowy i z zachwytu, jaki pan budził w swoich słuchaczkach, co jest pańskim zawodem. A los chciał, że to, czego się dowiedziałem, może mi być bardzo potrzebne“
„Do czego?“ zapytał szpieg.
„Byłoby rzeczą bardzo niebezpieczną i krępującą tłumaczyć to na ulicy. Czy nie chciałby pan wyświadczyć mi łaskę i pomówić ze mną na osobności — powiedzmy w biurze Tellsona naprzykład — co?“
„Grozi pan?“
„O, tego nie powiedziałem“.
„Więc poco miałbym tam iść?“
„Słowo daję, panie Barsad, nie mogę tego powiedzieć, jeżeli pan sam tego nie wie“.
„To znaczy, że nie chce pan powiedzieć?“ niepewnie zapytał szpieg.
„Pan mię doskonale rozumie, panie Barsad. Tak, nie chcę!“
Niedbała obojętność manier Cartona i wrodzony spryt okazały się bardzo pomocne w tem, co chciał wyjawić w tajemnicy takiemu człowiekowi jak ten. Jego praktyczny wzrok widział to i postanowił wykorzystać.
„Powiem ci coś“, powiedział pan Barsad, rzucając siostrze pełne wyrzutu spojrzenie. „Jeżeli z tego wynikną jakie przykrości, będzie to twoja wina“.
„Nie bądź pan niewdzięczny, panie Barsad“, zawołał Carton. „Gdyby nie szacunek dla pańskiej siostry, może nie uczyniłbym panu tej miłej propozycji — ku zadowoleniu nas obu. Pójdzie pan ze mną do banku?“
„Posłucham, co pan ma do powiedzenia. Dobrze, idę“.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/090
Wygląd
Ta strona została skorygowana.