Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Był to ciemny i brudny róg małej, krętej uliczki. Szopa drwala, tnącego drzewo na opał, była jedynym budynkiem w tym kącie. Pozatem widać było dokoła tylko nagie ściany. Na trzeci dzień drwal zauważył ją.
„Dzień dobry, obywatelko!“
„Dzień dobry, obywatelu!“
Ten sposób przemawiania do siebie był obecnie przepisany dekretem. Niedawno temu przyjął się samorzutnie między solidniejszymi patrjotami. Obecnie obowiązywał wszystkich.
„Znowu tu chodzicie, obywatelko?“
„Jak widzicie, obywatelu“.
Drwal, mały człowieczek, bardzo lubiący gesty (niegdyś był dróżnikiem), wskazał na więzienie, a przyłożywszy palce do twarzy i imitując kratę, zerkał przez nie żartobliwie.
„Ale to nie moja sprawa“, powiedział i dalej piłował drzewo.
Następnego dnia oczekiwał Łucję i dostrzegł ją, jak tylko się zjawiła.
„Jakto?! Znowu tu chodzicie, obywatelko?“
„Tak, obywatelu“.
„A, i dziecko! To twoja matka, prawda, moja mała obywatelko?“
„Czy mam powiedzieć tak, mamo?“ szepnęła mała Łucja, tuląc się do niej.
„Tak, najdroższa“.
„Tak, obywatelu“.
„A! Ale to nie moja sprawa! Robota — to moja sprawa! Patrzcie jak piłuję! Na moją piłę! Nazywam ją moją małą gilotynką! Zygu, zygu, zyg! i spada głowa!“
Przy tych słowach spadło polano. Schował je do kosza.
„Nazywam siebie Samsonem Gilotyny drzewa opałowego! Spójrzcie na nią! Zygu, zygu, zyg! i spada jej głowa! Teraz dziecko! Tra tra — tretre i spada mu główka! Cała rodzina!“
Łucja wzdrygnęła się na widok dwóch nowych polan spadających do kosza. Ale niepodobna było, aby o tej porze drwal mógł jej nie dostrzec! A więc, by go dobrze usposobić, zawsze pierwsza odzywała się do niego i często dawała mu na piwo, co widział chętnie.
Nie był rozmowny. Często gdy Łucja zapomniała o jego obecności wpatrzona w dachy i bramy więzienia, sercem wyrywając się do męża, przyszedłszy do siebie, przekonywała się, że patrzy na nią, oparłszy się kolanami o ławę, z piłą w ręku. „Ale to nie moja sprawa“, powtarzał zwykle w takich razach i nanowo zabierał się do pracy.