Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 82 —

pełną miłości dla Małgosi, że opuścił gazetę i przerażony opadł w głąb krzesła.
— Przeciwne naturze i okrutne — mruczał Toby — przeciwne naturze i okrutne! Tylko ludzie źli z natury, źli z urodzenia, nie mający nic do czynienia na tym świecie, mogą się dopuszczać takich czynów. Aż nadto jest prawdą co dziś słyszałem, prawdą aż nadto często potwierdzoną przez doświadczenie: jesteśmy źli!
Dzwony tak nagle podjęły jego słowa, ozwały się tak głośno, jasno i donośnie, że dźwięki ich uderzyły jak grom w siedzącego na krześle.
I co one mówiły?
— Toby Beck, Toby Beck, czekamy cię, Toby! Toby Beck, Toby Beck, czekamy cię, Toby! Chodź, odwiedź nas, chodź, odwiedź nas, przywlecz go tu, przywlecz go tu, pędź go, dręcz, pędź go, dręcz, nie daj mu spać, nie daj mu spać! Toby Beck, Toby Beck, roztwórz drzwi, Toby, Toby Beck!
Po chwilowej przerwie znów rozpoczęły swą dziką, gwałtowną pieśń, a cegły kominka i ściany odbrzmiewały im echem.
Toby nadsłuchiwał. Złudzenie, złu-