Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —

— Tak, proszę pana — odparł Trotty, w kącie pozostawiając swą strawę.
— Nie zostawiajcie tam jedzenia! zawołał pan. — Przynieście mi je tutaj. Tak! Czy to wasz obiad?
— Tak, proszę pana — odrzekł Trotty, z napływającą do ust ślinką wpatrując się w kawał flaka, który odłożył sobie jako ostatni najlepszy kąsek, a który pan przewracał teraz i odwracał z jednej strony na drugą.
Inni dwaj panowie wyszli teraz za pierwszym. Jeden z nich był zgnębionym jegomościem, średniego wieku, mizernie ubranym i z miną niezadowoloną. Stale trzymał ręce w kieszeniach swych ciasnych spodni, nieokreślonego kołom soli i pieprzu, wskutek czego kieszenie te mocno były rozepchane — i niezbyt starannie był obmyty i uczesany. Drugi pan nosił błękitny frak z błyszczącemi guzikami i biały krawat. Miał twarz bardzo czerwoną, jak gdyby zawiele krwi z jego ciała dopływało do głowy, co może było powodem, że zdawał się mieć serce dość zimne.
Ten, który widelcem na wszystkie strony obracał obiad Toba, przywołał pierwszego, którego nazywał Filerem i obaj