Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 —

dla ciebie, a dla mnie dniem szczęśliwym, więc zrobiłam małą ucztę, tatku kochany, i przyniosłam ją, by ci zrobić niespodziankę.
— I patrz, jak on jej pozwala stygnąć na schodach! ozwał się inny głos.
Był to głos tegoż Ryszarda, który zbliżył się niespostrzeżenie i nagle stanął przed ojcem i córką z twarzą tak płonącą, jak owe rozpalone żelazo, na które co dnia spadało jego ciężkie kowadło. Był to urodziwy, dobrze zbudowany, silny młodzian, o oczach, które błyszczały jak płonące iskry, wystrzelające z pieca; z czarnemi włosami, układającemi się wspaniale dokoła śniadych skroni i z uśmiechem, który usprawiedliwiał pochwalne słowa Małgosi o jego sposobie mówienia.
— Patrz, jak on pozwala wszystkiemu stygnąć na schodach! rzekł Ryszard. — Małgosia nie wie, co ojciec lubi. Naprawdę, że nie wie!
Trotty rozpłomieniony w jednej chwili, podał Ryszardowi rękę i chciał mu z wielkim zapałem coś odpowiedzieć, gdy niespodzianie otworzyły się drzwi domu, a wychodzący z nich służący omal nie wdepnął w miskę z flakami.
— Usuńcie się z drogi! Zawsze mu-