Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 151 —

— Czy nie sądzicie, — że dość już długo mieszkacie tu, nie płacąc czynszu? Czy nie sądzicie, że nie płacąc ani feniga, dość często jednak nawiedzaliście ten sklep? — pytał Mr. Tugby.
Wykonała ten sam niemy gest.
— A gdybyście tak spróbowali kupować gdzieindziej, a gdybyście tak rozejrzeli się za innem mieszkaniem? Czy nie sądzicie, że to byłoby możliwe?
Odpowiedziała cichym głosem, że już bardzo późno. Jutro to zrobi.
— Widzę już czego chcecie i jaki macie zamiar — rzekł Tugby. — Wiecie, że w domu tym są w tej mierze dwie partje i chcielibyście doprowadzić znów do sprzeczki. Byłoby to dla nas wielką przyjemnością. Ale ja nie chcę mieć w domu kłótni, i dlatego mówię do was spokojnie. Jeśli się jednak nie wyniesiecie, to potrafię też mówić głośno, głośniej niż wam będzie miło. Do domu już jednak nie wejdziecie, to postanowiłem.
Odgarnęła włosy z czoła i szybko podniosła oczy ku niebu i ciemnym groźnym chmurom.
— Ostatni dziś wieczór starego roku, a ja nie chcę kłótni i gniewu przenosić