Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 143 —

łóżka, a raczej barłogu, i tuląc do piersi dziecko, na które spoglądała. Kto zdoła opisać, jak mizernie i słabowicie wyglądało to dziecko! I kto zdoła wyrazić, jak je kochała.
— Dzięki Bogu! rzekł Toby, składając ręce i podnosząc je ku niebu — dzięki Bogu, ona kocha dziecko!
Dżentleman, który nie był ani twardego serca, ani obojętny na podobne sceny, lecz poprostu widywał je codziennie i wiedział, że podług obliczeń Mr. Filera były to tylko cyfry bez znaczenia, położył rękę na sercu, już niebijącem i nadsłuchując, czy jeszcze oddycha, rzekł:— Skończyły się męki. To i lepiej!
Mrs. Tugby próbowała pocieszać serdecznemi słowy, Mrs. Tugby argumentami filozoficznemi.
— Tak, tak — mówił, trzymając ręce w naładowanych kieszeniach — nie trzeba się poddawać. Trzeba umieć walczyć.Coby się było stało ze mną, gdybym nie umiał bronić, kiedy jeszcze byłem portjerem. Nieraz podczas nocy pukano ze sześć razy do naszej bramy, że to niby ktoś przyjechał. Ale ja wiedziałem, że mnie chcą wystrychnąć na dudka i