Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —

jak ja obecnie, czy też podobny jest do tych, co tu przed wami stoją, wobec was czuje się całkiem obcym. Więc panowie, odzyskajcie jego serce, zanim nadejdzie dzień, kiedy pod wpływem jego zmienionych poglądów, nawet biblja będzie mu brzmieć inaczej i zacznie doń mówić, jak zdawała się do mnie mówić w więzieniu: „Dokąd ty pójdziesz, ja pójść nie mogę. Gdzie ty mieszkasz, tam ja nie mieszkam. Twój lud nie jest moim ludem, a twój Bóg nie jest moim Bogiem“.
W sali wszczął się nagle dziwny ruch i niepokój. Trotty myślał w pierwszej chwili, że kilku ludzi wstało, by wyrzucić Willa Ferna i dlatego wyglądają teraz inaczej. Ale już w najbliższej chwili spostrzegł, że sala i całe towarzystwo zniknęły mu z przed oczu, natomiast ujrzał znów swą córkę, schyloną nad robotą, ale w izbie jeszcze niższej i uboższej, niż poprzednio i bez Lilly.
Krosna, przy których tamta pracowała, stały na gzymsie i były przykryte. Krzesło, na którem siedziała, stało pod ścianą. Z tych drobnych szczegółów, a przedewszystkiem z bladej, zgnębionej twarzy Małgosi wyczytał historję całą! Och, któżby jej nie wyczytał!