Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —

śnie za pomyślność robotników. Proszę, spójrzcie na mnie.
— Przychodzicie prosto z więzienia — rzekł Mr. Fish.
— Prosto z więzienia — potwierdził Will — i to nie po raz pierwszy ani drugi, ani nawet trzeci lub czwarty,
Mr. Filer zauważył mrukliwie, że kilkakrotne uwięzienie przynosi mu hańbę i że się powinien wstydzić.
— Jaśnie państwo — powtórzył Will Fern — spójrzcie na mnie. Widzicie, że jestem w takiem położeniu, że mi już nie potraficie zaszkodzić, ani też pomóc; albowiem czasy, kiedy wasze dobre słowa czy dobre czyny, mogły mi się były na coś przydać — ręką uderzył się w pierś i potrząsnął głową — czasy te ulotniły się z zapachem zeszłorocznego bobu lub koniczyny. Pozwólcie jednak, bym za tych tutaj — ręką wskazał na zgromadzonych w sali robotników — wyrzekł parę słów, a jeśli macie ochotę, to i wy możecie raz usłyszeć szczerą prawdę.
— Niema tu nikogo, ktoby sobie życzył was mieć jako mówcę! rzekł gospodarz domu.
— Bardzo być może, Sir Joseph. Niemniej jest prawdą, co chcę powiedzieć.