Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 103 —

trzę na ciebie, masz twarz taką strapioną i zatrwożoną, że nie mam prawie odwagi spojrzeć na ciebie. Co prawda, w tem naszem ciężkiem, mozolnem życiu mało mamy powodu do radości, ale dawniej byłaś przecież taka wesoła?
— Czy teraz nią nie jestem? odparła Małgosia dziwnie niespokojnie i wstała, by ją uściskać. — Lilly, czy ja ci może jeszcze utrudniam to nasze życie, i bez tego już dość ciężkie?
— Ty byłaś jedyną istotą — rzekła Lilly, całując ją gorąco — która mi właśnie dodawałaś otuchy, jedyną istotą, dzięki której życie sprawiło mi pewną radość. Taka praca, taka ciężka praca! Tyle godzin i tyle dni, tyle długich, długich nocy beznadziejnej, żmudnej, nieskończonej pracy, nie dla gromadzena skarbów, czy prowadzenia życia wygodnego i wesołego lub chociażby skromnego, lecz tylko dla zdobycia marnego kawałka chleba, by nie zginąć z głodu i podtrzymać w sobie świadomość tego naszego ciężkiego losu. O Małgosiu, Małgosiu — zawołała boleśnie, oplatając ją ramionami — jak może świat być tak okrutnym i obojętnie przyglądać się naszej nędzy!