Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —

— Posłuchaj ! rzekł cień.
— Posłuchaj ! zawołały inne cienie.
— Posłuchaj ! ozwał się jasny głos dziecięcy, który Tobowi wydał się znanym.
W kościele na dole cicho zabrzmiały organy. Stopniowo tony ich potężniały, melodja wzbijała się ku sklepieniu, napełniając chór i nawę. Coraz silniejsze, rozprzestrzeniały się coraz dalej i dalej, płynęły coraz wyżej i wyżej, budząc czujące serca w potężnych dębowych słupach, w wydrążonych dzwonach, w żelazem obitych drzwiach, w kamiennych schodach, aż nie mogąc się pomieścić w murach wieżycy, wzleciały ku niebu.
Nic dziwnego, że pierś starego człowieka, nie mogła pomieścić dźwięków tak potężnych. Wyrwały się więc z tego ciasnego więzienia potokiem łez, a Toby rękoma przesłonił sobie twarz.
— Posłuchaj ! rzekł cień.
— Posłuchaj ! zawołały inne cienie.
— Posłuchaj ! rzekł głos dziecięcy.
Była to melodja smutna, posępna, pieśń pogrzebowa. A wsłuchując się w nią, Trotty rozpoznał wśród śpiewaków głos swego dziecka.