Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieć, że nieszczęścia twe ciężkiem brzemieniem legły mi na duszy. Możesz mi pani zaufać, jak kapitanowi Hilsowi. Doskonale znam swe ułomności — są one wielkie, dziękuję pani uniżenie — ale możesz mi pani zaufać, przysięgam na honor, panno Dombi! Kapitanie Hils — bardzoś pan dobry. Pańska opinia sprawia mi prawdziwą radość. Mam jedną prośbę do pana, kapitanie Hils. Mam nadzieję, że przy pańskiej pomocy zaznajomimy się i zaprzyjaźnimy z porucznikiem Walterem. Jak panu wiadomo, objąłem na mocy spadku duży majątek i nie wiem, co z nim robić. Gdybym mógł być panu pożytecznym pod względem finansowym, pojmujesz pan, zeszedłbym do grobu spokojnie a nawet z niejaką pociechą.
To rzekłszy, wypadł na ulicę i zamknął drzwi, nie słuchając odpowiedzi kapitana.
Nie było go kilka dni z rzędu. Cały ten czas Florcia bez troski żyła w pokoiku na górze jak ptaszek w klatce. Ale z dnia na dzień częściej pochylała się w zadumie jej główka; smutne myśli o zmarłym braciszku napastowały ją, a obraz jego przedśmiertny pojawiał się przed nią. Samotna przy oknie pokoiku — bezwiednie wypatrywała załzawione oczy w przestwory nieba, jakby szukając jasnego anioła, o którym wspominał na swem śmiertelnem łożu.