Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niem się nie zmusisz mnie cofnąć mych nakazów...
— Takie zachowanie się słabo tłomaczy uczucia moje. Gdybym wiedziała, że zapewni mi ono twoją życzliwość, nie stosowałabym go za nie. Bądź pewny, nie uczynię tego, o co prosisz.
— Nie przywykłem prosić — ja rozkazuję.
— Ani jutro, ani pojutrze, ani za lat dwadzieścia nie mam zamiaru stosować się do wskazówek. Dla nikogo nie stanę się szyldem jak niewolnica, nabyta za tyle a tyle. Pamiętam doskonale dzień ślubu — haniebny, sromotny dzień! Mieć szacunek dla siebie? Po co? Uczyniłeś wszystko, aby zniweczyć w moich oczach wszelki szacunek.
— Karkerze, pani Dombi tak dalece się zapomina, że zmuszony jestem niezwłocznie zakończyć ten nienaturalny tok sprawy.
— Zerwij zatem kajdany, wiążące mnie z tobą. Pozwól mi odejść.
— Pani! — zawołał Dombi.
— Uwolnij mnie! Puść mnie! Powiedz mu pan — zwróciła się do Karkera — że żądam rozwodu. Z góry godzę się na wszystkie warunki i wymagam tylko, aby formalności jak najspieszniej załatwiono.
— Boże wielki! Skąd pani wnosisz, że mogę słuchać takiej mowy! Czy wiesz pani,