Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jednakże co działo się z moją ptaszyną? Czego to potrzebuje mój ptaszek?
— Smutno mi, mamusiu. Dzisiaj nie odwiedziłaś mnie i nie wiem, co tatusiowi...
— Czy to tak późno?
— Bardzo późno, mateczko. Już świt.
— Świt?
— Co ci się to stało w rękę, mamo?
Edyta prędko cofnęła rękę i spojrzała z jakimś dziwnym lękiem na dziewczynkę Wkrótce jednak odzyskała równowagę i rzekła
— Nic to, nic. Uderzenie, zadarcie... O, Florciu, droga Florciu!
I pierś jej falowała i łzy gorzkie popłynęły z oczu.
— Co mam czynić, mamo? Powiedz mi, co mam czynić? Czy naprawdę niema dla nas szczęścia? Czy w niczem nie mogę dopomódz? Czy niema żadnego sposobu?
— Żadnego!
— Jesteś tego pewna, droga mamo? Zawsze już tak będzie? Gdybym teraz wbrew twemu zakazowi powiedziała, co mi cięży na sercu, nie bardzobyś się na mnie gniewała?
— Na nic to. Mówię, że miałam straszny sen. Może powrócić, nic go nie wstrzyma!
— Nie rozumiem ciebie.
— Marzyła mi się pycha, bezsilna w dobrem, wszechmocna w złem; pycha, nasycona żółcią wieloletnią, pycha, tłocząca pierś. Widzia-