Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan Dombi mówił namiętnie i głos jego drżał, policzki pałały a Karker po raz pierwszy widział swego szefa w takiem rozdrażnieniu.
— Tak tedy — wszystko to wyłożysz pan jako naczelny i główny punkt pani Dombi.
— Przepraszam — zaczął Karker, którego twarz wyrażała chytry, obłudny i szatański tryumf nad panem Dombi — proszę o niektóre wyjaśnienia. Czy pani Dombi wie, że mam być pełnomocnikiem w zakomunikowaniu jej pańskiego niezadowolenia?
— Wie.
— A dla czego wie?
— Jakto dla czego? Powiedziałem jej.
— Ponieważ pani Dombi na mnie się gniewa, przeto dane mi polecenie zmierza właśnie do tego, aby tem silniej poniżyć ją w jej dumie. Rozumiem. Szczycę się tym dowodem zaufania i spełnię wolę pańską najściślej. Czy nic mi pan nie ma więcej do rozkazania?
— Nic więcej.
Obaj potem kończyli śniadanie, siedli na swe konie i udali się do City. Karker był w wesołem usposobieniu i rozmawiał z ujmującem ożywieniem. Dombi chętnie słuchał i chwilami czynił krótkie uwagi dla podtrzymania rozmowy. Tak jechali spokojnie i sprawnie, kontenci ze siebie. Dombi, jak