Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do jej domu nie inaczej, jak w swojem dawnem ubraniu. Bała się, żeby jej pani mniej nie kochała, gdy zmieni swój kostyum. Ale prawda i to, że w tym stroju bardzo jej ładnie, a ja ją uwielbiam. Droga pani, niechże znów sobie zostanie pokojówką pani, niańką, wszystkiem, czem była, jak gdyby w życiu jej żadne nie zaszły zmiany. O jedno cię tylko proszę, Zuzanno, pamiętaj przepis doktora: nie wysilać się zbytecznie.
Florci potrzeba było obcej pomocy i obecność dawnej towarzyszki była dla niej nieocenioną. Ojciec ciężko chorował. Śmierć stała u jego wezgłowia. Wstrząśnięty okropnemi wspomnieniami minionego życia, nie wytrzymał starzec różnorodnych wrażeń i tegoż dnia; gdy przybył do domu córki, położył się. Odtąd nie podnosił głowy i odtąd ręce Florci były wciąż na jego usługi.
Zawsze siedziała przy nim, poznawał ją, choć nieraz palony gorączką plątał okoliczności, śród jakich z nią mówił. Raz mu się zdawało, że oto przed chwilą umarł syn i opowiadał, że widzi, jak córeczka dzień i noc kołysze umierające dziecko. Widział to Dombi, jęczał i płakał, cisnął do poduszki swą nieszczęsną głowę. Innym razem zwracał się do Florci z pytaniem:
— Gdzie Florcia?
— Jam tu, ojczulku, jam tu.