Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Robie, mówię, że matka twoja to najlepsza kobieta. Słyszałeś?
— Słyszałem, proszę pani, pokornie dziękuję. Mówi pani prawdę.
— Bardzo dobrze, Robie. Rada jestem, że zgadzasz się ze mną. Zostaniesz teraz u mnie i chętnie biorę cię do służby, żeby cię nauczyć wierności i roztropności. Będziesz, jak myślę, pamiętał, że masz najlepszą matkę i będziesz się tak prowadził, żeby się stać dla niej pociechą. Czy nie tak?
— Tak, proszę pani. Przeszedłem przez ogień i wodę i jeżeli jaki chłopyga...
— Czekaj! Nigdy nie wymawiaj tego słowa. Zastąp je innem.
— Dziękuję pani. I jeżeli jaki drapichrust...
— Czekaj — i to niedobrze. Mów indywiduum.
— Indywiduj — proszę pani?
— To daleko lepiej. Czytujesz książki, Robie?
— Nie, pani.
— To niedobrze, mój miły. Musisz przyuczyć się rozmawiać szlachetnie. A w dobrych książkach i przyzwoitej rozmowie używa się wyrazu: indywiduum.
— Będę posłuszny. Więc jeżeli jaki indywiduj wycierpiał tyle biedy i nieprzyjemności, to musi się popsuć...