Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stety, sam mąż — dziki szaleniec — dopomógł mu do tego, żeby z mej duszy wyrzucić wszelki ślad miłości i uczuć szlachetnych. Obu też z jednaką znienawidziłam siłą.
Stała w tryumfie swej oburzonej piękności; była stanowcza, nieposkromiona i było rzeczą wyraźną, że on znaczył w jej oczach nie więcej od robaka.
— Najlżejsze dotknięcie twej ręki mrozi krew mą wstrętem, znienawidziłam cię od pierwszej chwili znajomości. Jesteś dla mnie w tej chwili najwstrętniejszym przedmiotem na świecie.
— No, królowo moja — i co stąd wyniknie?
— Pamiętasz tę noc po kłótni mojej z mężem, kiedyś wtargnął do mego pokoju? Mówiłeś mi, żem zgubiona, bo o północy byłeś u mnie, że jeśli tylko zechcesz — cały dom dowie się o tem, że — jednem słowem — reputacya moja w twych rękach.
— W miłości wszelkie podstępy są dozwolone.
— Od tej pamiętnej nocy wytępiłam w sercu wszelkie uczucie prócz gniewu, nienawiści i zemsty. Jednym przeto zamachem starłam w proch twego pysznego władcę i sprowadziłam ciebie w ten poetyczny zakątek, gdzie tak uporczywie patrzysz na mnie, rozumiejąc nareszcie, dokąd zmierzałam.
On zerwał się z krzesła, klnąc okropnie. Stali naprzeciw siebie, lecz stół ich dzielił.