Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ukryte zręcznie przejścia w głębi ścian. W pokojach urządzenie bogate: sufity i ściany malowane artystycznie; posadzki lśnią się jak zwierciadła; wspaniałe portyery przesłaniają lustra, okna i drzwi; kryształowe kandelabry migocą efektownie. Teraz jednak wszędzie ciemno: tylko w buduarze płoną świece. Tu spoczywa samotna piękna kobieta — Edyta.
Ta sama wyzywająca postawa całej postaci, choć policzki nieco wklęsły i oczy się rozszerzyły. Ani zawstydzenia ani żalu na jej ponurem czole. Wyniosła i wyzywająca, jak zawsze siedziała spokojnie, w ziemię utkwiwszy oczy.
Czekała na kogoś. Nie czytała nic i nie robiła; za to władze myśli były w pełnym toku i zamiar jakiś dojrzewał w jej głowie. Wargi drgały, nozdrza się rozdymały i pierś szybko falowała.
Oczekiwała kogoś we francuskim hotelu pani Edyta Dombi.
Klucz się obrócił we drzwiach wewnątrz i w korytarzu dały się słyszeć kroki. Edyta zawołała:
— Kto tam?
— Dwaj po francusku mówiący ludzie weszli z tacami przygotować kolacyę.
— Kto kazał?
— Monsieur, który najął pokoje. Monsieur zatrzymał się tu tylko w przejeździe, en route,