Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W takim razie pozwoli pani życzyć sobie dnia dobrego.
Pozostali zrazu milczeli. Przerwała milczenie Henryka.
— Co, drogi Janie, złe wieści w liście?
— Tak. ale to nie nowina. Wczoraj go widziałem.
— Jego?
— To znaczy, pana Dombi, który pisze. Wczoraj dwukrotnie przechodził przez biuro, gdzie siedzę. Nie mogłem się ukryć i wiem, że obecność moja raziła go. Czuję to doskonale.
— Nic nie mówił?
— Nie, ale widziałem, że wzrok jego spoczął na mnie i to mię przygotowało do listu. Wydalił mię ze służby.
Siostra usiłowała zachować spokój. Wiadomość atoli była smutną.
Jan Karker odczytał:
„Nie potrzebuję się tłómaczyć, dla czego nazwisko pańskie od pewnego czasu brzmi dla mnie nieznośnie, jak nieznośny mi jest widok człowieka, mającego to nazwisko. Od tej chwili przerywa się wszelki stosunek między nami, wymagam też, abyś pan na przyszłość unikał jakiegokolwiek związku z moją firmą“. Oto wszystko. Do listu dodano bilet bankowy, jako płacę kwartalną. Doprawdy, siostrzyczko, pan Dombi postępuje ze mną zbyt łaskawie,