Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dama zlekka i niedbale kiwnęła głową, o ile wymagała przyzwoitość.
Pomarszczona, tynkiem okryta twarz siedmdziesięcioletniej staruszki, rzucającej pełne przymilania się spojrzenia i dumna postawa młodej piękności, smukłej i prostej, jak lilia polna, budziły w majorze i panu Dombi tyle zaciekawienia, że mimowoli przystanęli, aby spojrzeć na odchodzące.
— Oto co, panie mój: gdyby Józef Bagstok był nieco młodszy, ta kobieta stałaby się panią Bagstok. Dalibóg, jabym ją przeniósł ponad wszystkie piękności na ziemi.
— Masz pan na myśli córkę
— Czy jestem rzepą, by myśleć o matce?
— Jednakże zalecałeś się matce.
— Dawne dzieje, o, dyablo dawne! Trzebaż się starej trochę przypochlebić.
— Jej zachowanie się okazuje damę wyższego towarzystwa.
— Jeszczeby też. Jaśnie wielmożna pani Skiuten, rodzona siostra zmarłego lorda Feniksa i ciotka dzisiejszego lorda tej rodziny. Ona bogatą nie jest, raczej ubogą, gdyż żyje ze swego posagu, ale krew, panie mój, krew błękitna.
A młodą damę, zdaje się, nazywałeś pan panią Grendżer?
— Edyta w ośmnastym roku życia wyszła za mąż za Grendżera. Był on wówczas pułko-