Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starego Józia. Gdyby nie był trzeźwy i wybredny, zadusilibyście go swymi względami i zaprosinami.
Pan Dombi w krótkich słowach dziękował za uprzejmość i pierwszeństwo, okazane mu w obec innych pretendentów kół arystokratycznych, lecz major powołał się na skłonność serca.
— Zaledwie ujrzałem pana, rozsądek i wyobraźnia powiedziały mi: uważaj, Dombi — to człowiek, z którym warto zawrzeć przyjaźń.
Tymczasem major nasycił się tak, że treść tłustego pasztetu sączyła mu się przez oczy, a pieczona wątróbka i pudding rozdęły szyję że musiał rozluźnić krawat. Nastał czas wyruszenia na dworzec i murzyn nie bez wysiłku naciągnął nań ciepły paltot i zapiął od góry do dołu.
Przy tej operacyi major sapał jak miech, pęczniał jak winna beczułka. Potem murzyn podał mu rękawiczki, grubą laskę i kapelusz. Wyładowano powóz workami, woreczkami, walizami i walizkami tak samo napęczniałemi, jak major. Następnie napełnił kieszenie wodą selterską, xeresem, tartynkami, szalami, lornetkami, gazetami — i wyruszono. Gdy już murzyn i Taulinson siedzieli w powozie, gospodarz domu narzucił mu taką masę płaszczów i ubrań majora, że pogrążył go jak w mogiłę.