Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

leką drogę. Powiedziałem też, żeś ty, wuju, zawsze gorąco brał do serca sprawy panny Dombi, odkąd u nas była, żeś pragnął jej szczęścia i dobra, i że byłoby ci miło stać się jej użytecznym. Zdawało mi się, że mogłem ją o tem zapewnić.
— Niewątpliwie, mój miły, niewątpliwie.
— Powiedziałem, że gdyby Zuzanna kiedy niekiedy raczyła uwiadomić ciebie albo sama albo przez panią Ryczards, że panna Dombi zdrowa i zadowolona, to wieść ta sprawiłaby ci wielką radość a tybyś to i mnie doniósł, to i jabym się ucieszył. Cóż robić? Wczoraj całą noc bez snu spędziłem, rozmyślając o tych rzeczach. Uważałbym się za marną istotę, gdybym opuścił Londyn, nie załatwiwszy tych spraw. Dla tego, wuju, jeżeli ją zobaczysz, tj. pannę Dombi i będziesz z nią mówił, to powiedz, jak wiele i często o niej myślałem i jak o niej ze łzami mówiłem ostatniej nocy przed wyjazdem. Powiedz jej, że nigdy nie zapomnę jej słodyczy, jej twarzyczki i dobroci. Powiedz jej, że te trzewiki, com z dziecinnej jej nóżki niegdyś zdjął, wziąłem ze sobą na pamiątkę 1 będę ich strzegł, jak swego skarbu.
W tej chwili tragarz wynosił w jednym z tłomoków Waltera ów skarb, wrzucił pakunek z tym skarbem przed nosem obojętnego miczmana na wóz, a za godzinę skarb ów był już na pokładzie „Syna i Następcy.“