usuwa Florcię od łoża śmiertelnego. Sama w swej sypialni Florcia drży na myśl o śmierci i często ze snu się budząc, ogląda się z lękiem wokoło, jak gdyby śmierć nadeszła. Nikogo nie bywa przy chorej prócz Edyty, ale to i dobrze, że obce oczy nie oglądają wstrętnej ofiary. Córka tylko świadkiem walki pomiędzy życiem a śmiercią.
Znika ostatni cień na martwem licu, gęsty welon zasłania z przed oczu błysk światła. Błędne ręce pod kołdrą łączą się i wyciągają ku córce a z piersi wzdętej wyrywa się okrzyk:
— Czyżem nie ja cię wykarmiła!
— Nieludzki był to głos... Edyta pada na kolana i nachyla się ku konającej:
— Matko, możesz mnie jeszcze słyszeć?
Zapadłe oczy otwierają się a głowa z wysiłkiem czyni ruch potakujący.
— Pamiętasz noc przedślubną? Darowałam ci wówczas twój w niej udział i modliłam się, aby ci Bóg przebaczył. Wtedy wszystko się między nami skończyło. Powtarzam to. Ucałuj mię, matko.
Edyta dotyka zbielałych warg i na chwilę wszystko ucicha. Nagle szkielet Kleopatry z dziewiczym uśmiechem na ustach czyni ostatni wysiłek, aby się podnieść na łożu.
Ściągnijmy różowe firanki. Jakiś inny cień pełznie po nich prócz wichru i obłoków. Szczelniej ściągnijmy różowe firanki.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/296
Wygląd
Ta strona została przepisana.
Koniec tomu drugiego.