Wiem wszystko i o jego bracie. Ten braciszek, widzisz, mógłby za złodziejstwo pojechać tam, gdzieś była. Mieszka z siostrą za Londynem przy północnej szosie.
— Gdzie?
— Za Londynem. Pokażę ci. Domek marny. Ale nie teraz, nie teraz. To stąd daleko — z wiorsta drogi. Jutro rano cię zaprowadzę. Czas wieczerzać.
— Czekaj! Siostra piękna i ma kasztanowate włosy?
Stara zmieszała się i potwierdziła.
— Widzę cień jego w jej obliczu. Czerwony domek na pustoszy? Niewielki zielony ganek?
Stara potakiwała.
— Dziś tam byłam! Oddaj mi pieniądz!
— Alicyo, duszko!
— Dawaj, mówię, bo cię zaduszę!
Wyrwała pieniądz z ręki wyjącej staruchy, ubrała się i wybiegła z izby. Matka powlokła się za córką, jęcząc. Alicya, nie zwracając uwagi na burzę i ulewę, pędziła w kierunku domu, gdzie wypoczywała. Po kwadransie stara dogoniła córkę i poszły razem. Około północy obie znalazły się za Londynem, gdzie stał samotny domek. Wicher wył i szalał okropnie. Okolica zrobiła się ponurą, dziką i pustą.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/250
Wygląd
Ta strona została przepisana.