Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co tam? — spytał kapitan.
— Ktoś stuka.
Przelękniony kapitan uciekł do sypialni i zamknął się na klucz. Kocioł miał polecenie otworzyć drzwi i nie puścić do środka, gdyby to była kobieta. Lecz postać stukająca była mężczyzną, Kocioł otworzył drzwi i młody panicz, wytwornie ubrany, wpadł do sklepu rad, że chroni się przed szarugą.
— Bierz licho, niema żartów — na nic dzieło krawieckie Rodżersa i Ski.
O, jak się pan miewa, panie Hils?
Powitanie zwracało się do kapitana, który niby przypadkowo wynurzył się z sypialni.
— Dziękuję — ciągnął panicz, nie czekając na odpowiedź — ja dzięki Bogu jestem zdrów. Nazywam się Tuts.
Kapitan się ukłonił, a pan Tuts z czarującym uśmiechem, nie wiedząc co robić, ujął rękę kapitana i ściskał ją długo; następnie uczynił to samo z Tokarzem w sposób bardzo uprzejmy.
— Otóż uważa pan, panie Hils, przyszedłem pomówić z panem z polecenia D. O. M. — pan mnie pojmuje?
Kapitan prosił go do bawialni.
— Przepraszam, zapomniałem... Czy się panu nie zdarzyło słyszeć o Bojowym Kogutku, panie Hils?
— O jakim kogutku?