Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przyszedłem pomówić w sprawie mego przyjaciela Waltera. Wuj jego, stary Sol, człowiek uczony, to jest z pańskiem pozwoleniem on poprostu we wszystkich naukach zjadł psa z kośćmi; ale — prawdę mówiąc, żeglarzem nigdy nie był i być nie mógł, bo zgoła nie zna się na tem. Przy całym swym rozumie i olbrzymiej wiedzy — człowiek to bardzo niepraktyczny. A Walter, jak pan wiesz, doskonały młodzieniec, ale znów bieda, że bardzo skromny i wstydliwy nad pojęcie. Otóż przyszedłem naradzić się z panem na osobności, w cztery oczy, po przyjacielsku, jak to tu u panów, czy wszystko dobrze, a głównie, czy pomyślny wiatr dmie w żagle naszego Waltera? Pojmuje pan? Pewnie, jabym o wszystkich sekretach dowiedział się od samego admirała panów, ale teraz.... cóż poradzić?
— A jak pan sam sądzisz? — spytał Karker, kryjąc rękę pod połę. — Jesteś pan człowiekiem praktycznym i wilkiem morskim. Jakiż według pana wiatr dmie w żagle młodego pańskiego przyjaciela?
Mina kapitana stała się na to pytanie tak nieodgadnioną, że znów chyba mędrzec chiński, władający sztuką pisania słów w powietrzu, mógłby ją odcyfrować.
— Powiedz pan naprzód — zawołał kapitan w zachwycie — zgadłem czy nie?