Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Dobry rys“ — pomyślał kapitan, badając charakter i czując pociąg ku niemu.
— Oto uważasz pan, taka historya. Jam stary wyjadacz morski a Walter, który służy u panów — prawie mój syn.
— Walter Gey?
— Właśnie, Walter Gey.
Mina kapitana wyrażała jeszcze większe uznanie dla przenikliwości prokurenta.
— Jestem dawnym i szczerym przyjacielem Waltera i jego wuja. Może szef pański wspominał kiedy o kapitanie Kuttl?
— Nie — rzekł pan Karker, jeszcze szerzej ukazując zęby.
— Otóż miałem przyjemność z nim się zaznajomić. Ja i mój młody przyjaciel jeździliśmy doń do Brajton w pewnym interesiku. Może pan wiesz.
— Miałem chyba zaszczyt załatwić ten interesik wówczas.
— Rozumie się — któż, jeżeli nie pan. Otóż teraz przyszedłem....
— Może pan raczy spocząć — rzekł Karker z uśmiechem.
— Dziękuję — mówił kapitan, korzystając z zaproszenia. — Lepiej się rozmawia, siedząc. Może i pan zajmie miejsce.
— Nie, nie lubię siedzieć. Zatem pan przybyłeś — po co?