Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zważcie, proszę, jak nagłą jest dla mnie wieść ta. Wszak ona literalnie spadła mi na głowę. A jam się już zestarzał! Powiedzcie mi raz jeszcze sumiennie, czy naprawdę chodzi o szczęście mego drogiego chłopca?
Starzec z niezmiernym niepokojem spoglądał na obu. Oni milczeli.
— Mówcież: tak czy nie? Do wszystkiego przywyknę, ze wszystkiem pogodzę się, od czego zawisło powodzenie Waltera. Lecz uchowaj Boże, gdy kto kryje co przedemną lub dla mnie jakie niebezpieczne przedsiębierze wyprawy. Słuchaj Kuttl — ciągnął tak wzruszonym głosem, że do gruntu zachwiał dyplomatyczną taktykę kapitana — czy jesteś ze mną otwarty? Czy prawdę oznajmiłeś swemu przyjacielowi? Mów! Czemu milczysz? Co za myśl kryje się za tem? Dla czegoś ty pierwszy, nie zaś ja, dowiedział się, że ma jechać? Dla czego?...
Walter stłumił wzruszenie i z prawdziwem zaparciem się pospieszył na pomoc kapitanowi; tak obaj, wciąż obrabiając zamorskie plany, zagmatwali myśl starca, że, zdawało się, zapomniał nawet o rozłące z krewnym. Zwłoka i wahanie się nie miały już miejsca. Nazajutrz Walter dostał od dyrektora biura Karkera papiery i pieniądze na przygotowania z wiadomością, że Syn i Następca wyruszy za dwa tygodnie. W czasie skrzętnych zabiegów przy-