Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przed północą, gdy wszystko spało, po cichutku otworzył drzwi i pędem puścił się do ucieczki. Ścigany wizyą pani Mac Stinger a także ogromem swego występku, gonił jak jeleń przez ulice aż do sklepu mistrza przyrządów żeglarskich. Wpadł do pokoju — Tokarz czuwał — zabarykadował drzwi żelaznemi zasuwami i zaczął wracać do przytomności.
— Uf, zmęczyłem się — sapał — uf!
— Czy gonił kto, kapitanie?
— Nie, nie. Tylko... gdyby tu przyszła jaka kobieta i pytała o kapitana Kuttla, powiedz, że nic nie wiesz, żeś nawet nie słyszał o kapitanie tego nazwiska. Pamiętaj. Możesz dodać, żeś czytał coś w dziennikach o odpłynięciu jakiegoś Kuttla do Australii razem z bandą emigrantów, którzy przysięgli nigdy do Europy nie wracać.
— Słucham, kapitanie — zapewniał ziewając Tudl.
Nazajutrz kapitan zajął się gospodarką w sklepie. Tudl musiał każdą rzecz najstaranniej odczyścić, kapitan zaś ku zdumieniu przechodniów rozmieścił na wystawie bardziej zajmujące przedmioty z cenami od dziesięciu szylingów do pięćdziesięciu funtów sterlingów.
Zaprowadziwszy te zmiany, stał się uczonym, badał wieczorami niebo i gwiazdy, odwiedzał city i giełdę, sprawdzał spadek i wzrost kursów papierów wartościowych. Zaraz też