Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan Barnet grzecznie powitał dziewczynkę i zapraszał na spacer. Florcia chętnie zgodziła się. Młodzieniec podał jej ramię. Wtem koło nich przegalopował jakiś jeździec. Wstrzymał konia, zwrócił się ku nim i witał kapeluszem.
Dżentlmen przypatrywał się Florci. Ona zaś nie mogła sobie przypomnieć tej twarzy, a gdy się zbliżył, mimowoli cofnęła się.
— Proszę się nie lękać. Koń spokojny, upewniam.
Florcia nie konia się zlękła. W samym jeźdźcu było coś, co ją jakby ubodło i kazało się cofnąć.
— Wszak mam przyjemność mówić z panną Dombi?
Florcia się skłoniła.
— Nazywam się Karker. Więcej nie potrzebuję chyba dodawać, żeby się przedstawić pannie Dombi. Karker.
Dzień był gorący, lecz Florcia uczuła dziwny dreszcz, przejmujący jej istotę. Zaprezentowała pana Karkera towarzystwu.
— Proszę o przebaczenie. Jutro rano udaję się do pana Dombi do Lemingtonu i jeżeli mi pani da jakie zlecenia, spełnię je z ochotą. Pan Barnet sądził, że Florcia powinna napisać list, skrócił więc spacer i zaprosił Karkera do wilii. Karker był już proszony na obiad gdzie indziej, lecz jeżeli panna Dombi chce pisać list, zaczeka. Wyraziwszy